/Zawieszona odpowiedzialność

Zawieszona odpowiedzialność

Piotr Duda zdecydował się kontynuować linię poprzednich przywódców Solidarności. Czyżby pokusa dołączenia do systemu okazała się zbyt wielka?

Nie jest rzeczą prostą działać w interesie ogółu, szczególnie jeżeli jednocześnie nie osiąga się doraźnych korzyści. Walka o Jednomandatowe Okręgi Wyborcze to walka o dobro wspólne, o upodmiotowienie obywateli i lepszą przyszłość. Pokusa władzy, objęcia eksponowanych stanowisk oraz zyskania przywilejów dla siebie i swoich kompanów często okazuje się silniejsza niż wola prawdziwej zmiany, realnej wiktorii. Apanaże, prezesowskie fotele, ochrona BOR-u, a czasem zwykła dieta poselska okazują się na tyle pociągające, że głowę i ideały tracą – wydawać by się mogło wcześniej – najbardziej zdeterminowani fighterzy.

Przewodniczący Piotr Duda został szefem Solidarności pod hasłem odpolitycznienia związku. Hasło piękne, szlachetne, idealnie współgrające z postulatem JOW-ów. Z tą różnicą, że my chcemy odpolitycznić całe państwo. Że jest to również postulat Piotra Dudy Polska dowiedziała się podczas spotkania Platformy Oburzonych w Gdańsku. Pierwsze skrzypce grał na nim Paweł Kukiz z Ruchem na rzecz JOW i przedstawicielami akcji zmieleni.pl. Jednomandatowe Okręgi Wyborcze były podczas tego spotkania najbardziej eksponowaną siłą. Co się zatem stało, że o naszym postulacie przewodniczący Solidarności zapomniał zaraz po wyjeździe z Gdańska?

Wszystko wskazuje na to, że pokusa bliskiej współpracy z partią, tym razem z PiS-em, była nie do odparcia. To typowe dla systemu, gdzie kluczowy dla wyniku wyborów parlamentarnych jest sposób ułożenia list wyborczych.. Zachowanie Piotra Dudy nie wpłynęło jednak na naszą ocenę wszystkich członków Solidarności. Wierzymy głęboko, iż przedstawiciele poszczególnych regionów  nie odetną się od postulatu wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu. Postulatu, który mrozi krew w żyłach wszystkim obecnym partiom.  Tak czy inaczej kolejny raz okazało się, że gwarancja kilku czy kilkunastu „miejsc biorących” może zawrócić niektórym w głowie i dotychczas głoszone postulaty przenieść w stan zawieszenia

Podobnie jak zawieszono próg zadłużenia państwa. Hulaj dusza, piekła nie ma, zadłużajmy się. To tylko liczby, kto by się nimi przejmował. Pewien klasyk, z wrodzoną sobie sprawnością lingwistyczną stwierdził kiedyś: Stłucz pan termometr, a nie będzie miał pan gorączki! Zaczerpnął z tej mądrości mgr Rostowski tyle, ile mógł. Pohukując na niesfornych posłów Platformy, którzy mieli czelność wstrzymać się od głosowania, wykręcił bezpieczniki, które trzymały w jako takich ryzach finanse publiczne. Pomyłka o 16 mld zł może przecież zdarzyć się każdemu. Nawet magistrowi ekonomii. A że dla każdego pracującego oznacza to dodatkowe zadłużenie na grubo ponad 1000 zł plus odsetki? No cóż, zdarza się najlepszym. Spłacą. Tylko niech zamiast uciekać za pracą z kraju się wezmą do solidnej roboty.  Celnie skomentował to  Robert Gwiazdowski w niedawnym felietonie dla Rzeczpospolitej: „Bo jak ktoś komuś buchnie stówę, to się nazywa kradzież. Jak milion – to jest defraudacja. A jak 600 mln to „inżynieria finansowa”. Tu w grę wchodzą dziesiątki miliardów złotych….

Zawieszenie progu potwierdza zawieszenie odpowiedzialności przed wyborcami. Żadnej refleksji, żadnego poczucia winy czy zażenowania. Żadnej obawy przed skutkami swoich działań. Najlepszą obroną jest atak, więc winnych problemów już znamy: Gowin, Żalek i Godson. Są tak niesforni, że nawet nie warto z tym pierwszym debatować. A że debata Jarosława Gowina z Donaldem Tuskiem miała poprzedzić najważniejsze rozstrzygnięcie w partii, czyli wybór przewodniczącego? To zbyt ważna decyzja, aby mącić w głowie głosującym. To oprócz bojkotowania referendów i obywatelskich inicjatyw ustawodawczych (w ostatnich latach „zmielono” prawie 10 milionów podpisów ) kolejny pomysł na budowanie w Polsce demokracji i społeczeństwa obywatelskiego. Pełną gębą europejski, rozsądny, odpowiedzialny. Jedyny słuszny.

A co w przyszłym roku? W jaki sposób zejdziemy poniżej 50 proc. zadłużenia? Wstrzymamy emisję obligacji i jeszcze dodatkowo spłacimy nadwyżkę, ponad te 50 proc.? A może wzrost PKB skoczy do poziomu 5 proc.? Hola, hola… Przecież to dopiero za pół roku! W dzisiejszej rzeczywistości politycznej to perspektywa tak odległa, że nawet dziennikarze nie zadają tego pytania. Zresztą są jeszcze pieniądze z OFE. Przy sprzyjających wiatrach może wystarczyć do końca kadencji. A potem? Choćby potop. Jest jeszcze inna możliwość. PiS nie zgodził się na wcześniejsze wybory, więc jest możliwe, że nasi przywódcy postanowili im trochę pomóc. Brak przyjęcia budżetu na przyszły rok to doskonała okazja do ich rozpisania. I sposób na uniknięcie losu AWS-u, którego koniec musi spędzać sen z oczu członkom PO. Ten drugi scenariusz nie byłby najgorszy pod jednym warunkiem: że nowe wybory odbyłyby się na innych zasadach, w 460 jednomandatowych okręgach wyborczych. W nowej rzeczywistości straszenie niepokornych posłów zawieszeniem w prawach członka partii spowodowałoby u nich co najwyżej wzruszenie ramionami. Dziś szef partii może wyrzucić lub nie wstawić na listę wyborczą, zaś po zmianie odważnych do negacji „cudownych” pomysłów byłoby na pewno więcej niż trzech. Bo nie jest prawdą, że tylko ta trójka ma poważne wątpliwości co do dalszego zadłużania państwa przez najbardziej kreatywnego księgowego w Polsce. Decydujące byłoby tu poczucie odpowiedzialności posłów przed wyborcami.

Autor: Artur Heliak, Patryk Hałaczkiewicz

 Arykuł ukazał się w Tygodniku Uważam Rze www.uwazamrze.pl
921 wyświetlen