Jedną z zasadniczych cech Rzeczypospolitej powstałej po upadku PRL jest myślenie centralistyczne i tendencja do maksymalnego ograniczenia podmiotowości obywatela na rzecz centralnej biurokracji i centralnych aparatów partyjnych. Ofiarą tej mentalności jest nie tylko pojedynczy obywatel, ale i wszelkie tzw. organizacje pozarządowe (NGO), a przede wszystkim samorząd terytorialny, jego ustrój i struktury.
Na świecie, w głównych krajach demokratycznych, samorządy terytorialne, zwłaszcza gminy, same regulują takie sprawy, jak kształt i struktura samorządowej władzy oraz sposób jej wyłaniania, nie są do tego potrzebne jednolite regulacje ustawowe. Dlatego, na przykład, Chicago wybiera sobie 50 radnych, a znacznie większe Los Angeles ma tych radnych tylko 15, czyli mniej więcej tyle samo ile ponad sześciokrotnie mniejsze Denver. Ustawy powinny regulować tylko kompetencje poszczególnych organów państwa i samorządów, gwarantować zapewnienie respektowania podstawowych praw obywatelskich, a nie ingerować w struktury i procedury gminne.
Podstawowym mankamentem samorządności w Polsce jest zasadnicze ograniczenie biernego prawa wyborczego obywateli do wszystkich szczebli samorządowej władzy. Najbardziej jaskrawym przykładem jest tu procedura wyboru najważniejszego elementu władzy samorządowej, jakim jest mandat wójta, burmistrza czy prezydenta miasta (WBPiM). Żaden mieszkaniec gminy nie posiada tego podmiotowego prawa, jakim jest prawo kandydowania na urząd WBPiM. Tylko ciała zbiorowe – komitety wyborcze – mają prawo wysunięcia kandydata na WBPiM, a i to pod warunkiem, że NAJPIERW wysuną i zarejestrują kandydatów na radnych w ponad połowie okręgów wyborczych! W ten sposób, od samego początku, przyszły wójt, burmistrz czy prezydent miasta staje się zakładnikiem jakiejś grupy osób czy partii, która niekoniecznie cieszy się uznaniem gminnej społeczności. Dobrą ilustracją jest tu przykład byłego prezydenta Bydgoszczy, Konstantego Dombrowicza, który wygrywał kolejne wybory, podczas gdy ani jeden z kandydatów do rady miejskiej, wysuniętych przez ten sam komitet wyborczy, nie zdobył mandatu. Jak z tego wynika, mieszkańcy Bydgoszczy, owszem, chętnie widzieli jako swego gospodarza p. Dombrowicza, ale już nie koniecznie ludzi z nim związanych i wzajemnie się popierających. Być może ten fakt stanowi też wyjaśnienie jego porażki w wyborach samorządowych 2010 roku. Często w dyskusjach o samorządzie gminnym podnosi się sprawę „układów gminnych”, koterii a nawet mafii, a zapomina, że sama ordynacja wyborcza skłania do powstawania i tworzenia takich nieformalnych powiązań i układów. Eliminuje to jednocześnie z udziału w konkursie na stanowisko wójta, burmistrza czy prezydenta miasta ludzi, którzy nie chcą wchodzić w takie układy i uzależniać swego mandatu od tych, którzy nie zawsze zasługują na zaufanie i nie zawsze motywowani są rzeczywistym interesem społeczności gminnej, tylko swoim własnym.
Innym elementem szkodliwym dla prawidłowego demokratycznego procesu wyborczego jest dwuturowość wyborów WBPiM. Do czego naprawdę jest potrzebna ta druga tura i jaki jest pożytek z pieniędzy wydawanych na jej przeprowadzanie? Argumentem najczęściej wysuwanym jest opinia, że to dopiero mandat zdobyty w II turze jest mandatem naprawdę większościowym, bo dopiero tam widać, czy kandydat ma poparcie bezwzględnej większości. Jest to wniosek nieuprawniony: w II turze frekwencja wyborcza jest na ogół niższa niż w pierwszej. Przypuśćmy, że zwycięzca w I turze otrzymał 40% głosów poparcia przy frekwencji 50%, natomiast w II turze jego konkurent dostał 50% głosów przy frekwencji 30%: czy w ten sposób reprezentuje on już większość wyborców? Nie, ponieważ 0,4 razy 0,5 (w I turze) to jest 0,2, podczas gdy 0,5 razy 0,3 w II turze to tylko 0,15!
Najczęściej, wybory w II turze, służą konfliktowaniu społeczności gminnej, rozwojowi partyjnej agitacji, zwalczaniu konkurentów per fas et ne fas, dobitnie o tym świadczy skandal, jaki wybuchł przy okazji ostatnich wyborów prezydenckich w Wałbrzychu. Na dodatek te szkodliwe i nieparlamentarne działania są najczęściej nieskuteczne, bo i tak w większości przypadków wygrywają wybory ci, którzy byli najlepsi w I turze.
Jest wiele małych gmin, w których od lat trudno jest znaleźć chętnych do sprawowania mandatu wójta i gdzie zgłasza się tylko jeden kandydat. Amerykanie, Anglicy, Kanadyjczycy, w takiej sytuacji, gdy kandydat się zarejestrował, a informacja o tym została powszechnie ogłoszona i nie ma konkurenta – w ogóle głosowania nie przeprowadzają i oddają urząd temu, który chce go sprawować! Po co w takim przypadku przeprowadzać wybory, domagać się ponad 50% frekwencji? Jest kandydat, nikt nie zgłasza sprzeciwu, nie ma nikogo, kto chciałby z nim konkurować, po co są potrzebne te kłopotliwe zabiegi wyborcze? Urząd wójta, wbrew opiniom ludzi niezorientowanych, nie jest żadną intratną synekurą, lecz odpowiedzialnością moralną i prawną za mienie gminne, za każdą dziurę w jezdni, za każdy krzywy dom, nieodśnieżone ulice i nieusunięte śmieci itd., itp. Mało kto jest gotów tej odpowiedzialności się podjąć i jej podołać.
Kolejnym przykładem ograniczenia podmiotowości obywateli jest ograniczenie biernego prawa wyborczego w wyborach na radnych gmin. Ordynacja wyborcza także i tutaj wymaga tworzenia komitetów wyborczych, które mają prawo zgłaszania kandydatów, ale znowu prawo to posiada charakter kolektywny, to znaczy, że komitet musi zgłosić całą listę, a nie konkretnego kandydata. Powstaje więc znowu układ związany, obywatel ma bierne prawo wyborcze dopiero w powiązaniu z innymi! Tylko w gminach małych, w których nowa ustawa wprowadza okręgi jednomandatowe, to ograniczenie biernego prawa wyborczego zostaje usunięte. Dlaczego mieszkaniec Wrocławia, Warszawy, Torunia czy Krosna nie ma prawa zgłoszenia swojej kandydatury na radnego, tylko musi się wiązać w jakieś „listy”, natomiast już mieszkańcy małego miasta, jak Grodzisk Mazowiecki czy Oława, takie prawo będą posiadali? Jest to nie tylko ograniczenie biernego prawa wyborczego mieszkańców Krakowa, Poznania itd., ale naruszenie fundamentalnej zasady równości praw wyborczych.
Oczywiście, głównym problemem samorządu terytorialnego jest karykaturalne wręcz upartyjnienie państwa, które wynika z obowiązku głosowania na listy partyjne w wyborach do Sejmu. Wybory z list partyjnych powodują, że partie polityczne traktują obecnie gminy i samorząd terytorialny jako łup partyjny i na terenie samorządowym działają jak grupy kolonizatorów, które przechwytują dla swoich wszystkie ważniejsze i intratniejsze stanowiska. Tak jak to jest w demokracjach zachodnich, partie polityczne nie powinny mieć prawa udziału w wyborach samorządowych i ingerencji w funkcjonowanie samorządu terytorialnego.

- Powstanie Warszawskie – Gloria Victis - 30 lipca 2018
- Czego chcesz od nas Michale Falzmannie? - 17 lipca 2017
- Bloger Jarosław Kaczyński o JOW - 22 maja 2015
- Naukowy fetysz reprezentatywności i sprawiedliwości - 16 maja 2015
- Co komu zostało z tych lat? - 13 grudnia 2013
- Plan dla Polski: Jednomandatowe Okręgi Wyborcze - 8 marca 2013
- Majaki celebryty Zbigniewa Hołdysa - 12 października 2012
- Paweł Kukiz, zmielony i zbuntowany - 7 września 2012
- Aktualna sytuacja w Rumunii - 21 sierpnia 2012
- UważamRze Wildstein… - 19 sierpnia 2012
Szanowny panie prof. Jerzy Przystawa , napisał pan między innymi
,, Nasz postulat jest jasny i precyzyjny i to przemawia do ludzi. Dodawanie do tego postulatu innych ZMNIEJSZA , a nie zwiększa liczbę jego zwolenników – to sprawa oczywista . ‘’
Tym sposobem , jak rozumiem , odwołuje się pan do logiki i reguł rachunku zbiorów .
Następnie napisał pan ,, Można znaleźć wielu ludzi, którzy lubią śledzie, ale już nie koniecznie w oliwie, ja np. lubię w śmietanie. A co, gdybyśmy do śledzi dodali propozycję marchewki z groszkiem? ‘’
Powyższy pański przykład zdaje się świadczyć o tym że jest pan przeciwny zawężaniu ( uszczegóławianiu ) programu ( postulatów ?) .
Zwolennicy śledzi jako takich to przecież SUMA ZBIORÓW amatorów tychże śledzi we wszystkich postaciach .
Pomimo przykładu który pan przytacza obstaje pan przy konieczności trzymania się jednego postulatu. Odnosząc to do śledzi , oznacza to , moim zdaniem , że odwołujemy się tylko do zwolenników śledzi marynowanych , w śmietanie i do tego koniecznie z firmy Lisner .
Moim zdaniem koniecznie trzeba odwoływać się do wszystkich zwolenników prawdziwej demokracji (rządów zgodnych z wolą większości ) dlatego że ten zbiór jest SUMĄ zbiorów (zbiorem zwolenników śledzi ) .
Pozdrawiam
@ Jerzy Przystawa
“Candidates for either House must formally nominate with the Electoral Commission. The signature of the Registered Officer of a party registered under the Electoral Act is required for a party-endorsed candidate. A registered party must have at least 500 members. Fifty signatures of eligible voters are required for an independent candidate. A deposit of $500 is required for a candidate for the House, and $1000 for a candidate for the Senate; this deposit is refunded if the candidate or group gains 4% of the first preference votes. To receive public funding, a party or candidate must receive at least 4% of the vote”
Nigdy nie slyszalem o zadnych komitetach, najwyzej o jednym komitecie na dany region. Wymagane 50 glosow poparcia, depozyt zwracany po osiagnieciu 4% glosow. W przecietnym okregu do Izby Nizszej federalnej czy stanowej jest 4 kandydatow glownych partii i 1-3 kandydatow niezaleznych.
Janusz Sanocki, jak widzimy, jest gorącym zwolennikiem kandydowania w wyborach, ale tutaj się różnimy. Moim zdaniem kampania wyborcza roku 2005, w którą Ruch JOW się nieopatrznie zaangażował, przyniosła same straty, a z tych 11 kandydatów JOW do Senatu, przy Ruchu, o ile się nie mylę, poza Wojtkiem Kuleszą i Stefanem Romeckim – przed którymi chylę czoła, chyba nikt nie pozostał? Również Janusz Sanocki na całe 5 lat wyłączył się z działalności w Ruchu, więc jego agitację za udziałem w kolejnych wyborach traktuję jako votum nieufności wobec starego przysłowia tureckiego, które powiada „mądry, nie potyka sie dwa razy o ten sam kamień”.
Pozdrawiam,
Jerzy Przystawa
Grzegorz Osowski,
powodów jest kilka, ale najprostszy jest ten, ze łatwiej złapać za ogon jedną srokę, niż dwie, trzy, albo pięć.
Nasz postulat jest jasny i precyzyjny i to przemawia do ludzi. Dodawanie do tego postulatu innych ZMNIEJSZA , a nie zwiększa liczbę jego zwolenników – to sprawa oczywista. Można znaleźć wielu ludzi, którzy lubią śledzie, ale już nie koniecznie w oliwie, ja np. lubię w śmietanie. A co, gdybyśmy do śledzi dodali propozycję marchewki z groszkiem?
Nasz postulat JOW jest konkretny, a postulat referendum obywatelskiego już takim nie jest, ani postulat demokratycznej kontroli nad władzą sądowniczą (co to znaczy i jak?), ani postulat decentralizacji państwa, bo przecież od 20 lat nam państwo decentralizują, a ono, psia kość, właśnie się centralizuje.
Pozdrawiam,
Jerzy Przystawa
Wojciech Kulesza,
właśnie otrzymałem list z Ann Arbor, którego autor informuje mnie, ze w wyborach tam przeprowadzanych obywatele mają możliwość wpisać na kartce do glosowania dowolne nazwisko i nie ma tam żadnego wymogu rejestrowania jakiegoś komitetu wyborczego. Nie dawno Polskę obiegła wiadomość – i ja też o tym pisałem, że senatorem Alaski została p. Lise Murkowski, ktorą wyborcy sami dopisywali na listach wyborczych. To tez pokazuje, że można się świetnie obejść bez komitetów wyborczych, o czym piszą koledzy z Australii.
Pozdrawiam,
Jerzy Przystawa
A i jeszcze ! Jeśli dobrze pamietam to 1000 podpisów wymagała rejestracja KWW. Natomiast kandydaci musieli zebrać po 5000 podpisow a to jest juz zgodnie z tym co pisalem wyżej kuriozalne. Uważam dziś, że rejestracja KWW nie powinna być uzależniona od zebrania jakichkolwiek podpisow i powinna być tylko rejestrem a kandydat powinien zebrac niewielką ilość podpisów popierających kandydowanie i tworzących właśnie ów KWW kandydata.
A jak jest w propozycji senackiej – zobaczymy.
@Jan Sadowski. No nie zgadzam sie z Panem. Proszę zauważyć, że zgłaszają kandydatów KWW, a więc ciała związane albo tylko z kandydatem jako KWW Jana Kowalskiego który zebrał ileś tam wymaganych podpisów lub jakiekolwiek komitety np. partyjne, komitety JOW (?), czy komitety KWW Związku Hodowców Kanarków – a czemu nie ? Wolność Tomku w swoim domku !
Pan chciałby pewnie, żeby zgłaszali się tylko jednoosobowo kandydaci niezależni, ale ci bez wsparcia wyborczego grupy zaangażowanych zwolenników kandydata praktycznie staliby na pozycji przegranej. Myślę, że to względy logistyczne wskazują potrzebę istnienia jakiejś grupy przy kandydacie (KWW) ktora w dużym okregu senatorskim napewno byłaby pomocną. Co do iości podpisów, zgadzam się, że 1000 jest zbyt dużo i może organiczać kandydata niezależnego, Może więc 20 czy 50 ale i wpłata „wadium” która zabezpieczałaby przed kandydatami niepoważnymi.
Szanowny panie prof. Jerzy Przystawa , napisał pan między innymi
,, Na świecie, w głównych krajach demokratycznych, samorządy terytorialne, zwłaszcza gminy, same regulują takie sprawy, jak kształt i struktura samorządowej władzy oraz sposób jej wyłaniania, nie są do tego potrzebne jednolite regulacje ustawowe.’’
Oczywiście ma pan rację.
W państwach prawdziwie demokratycznych o ich ustroju na szczeblu nie tylko samorządowym ale także na szczeblu ogólnopaństwowym decyduje wola obywateli .
Jakie zdanie na ten temat ma ,,klasa polityczna ‘’ , czy też mas-media nie ma decydującego znaczenia dla kształtu ustroju samorządów ani też dla kształtu ustroju państwa .
Te kraje o których piszemy dobrze się rządzą dlatego że w przeważającej liczbie przypadków mają ordynację większościową oraz inne instytucje mające gwarantować stałe respektowanie woli obywateli takie jak : referendum obywatelskie , demokratyczną kontrolę nad władzą sądowniczą .
Uważam , że samo wprowadzenie ordynacji JOW nie da wystarczających gwarancji stałego respektowania woli większości .
Oprócz JOW , równie potrzebne jest ustanowienie łatwo dostępnej instytucji referendum obywatelskiego .
Szanowny panie Jerzy , w swoim artykule słusznie twierdzi pan że nie tylko o sprawach lokalnych ale również o samym ustroju miejscowych samorządów powinny swobodnie decydować lokalne społeczności .
W powyższej sprawie zgadzają się z panem z pewnością wszyscy woJOWnicy .
Zatem , jaka przyczyna stoi na przeszkodzie rozszerzenia celów Ruchu JOW o postulaty :
– referendum obywatelskiego ?
-decentralizacji państwa ( przekazanie decyzji o ustroju samorządów w ręce lokalnych społeczności )?
– demokratycznej kontroli nad władzą sądowniczą ?
Czemu nie piszemy że naszym celem jest zabranie władzy z rąk klik partyjnych i oddanie jej w ręce obywateli ?
Czyżby woJOWnicy wierzyli że ,,nasza elita” polityczna jest aż tak głupia , że nie zauważy że JOW wszystko zmieni?
Pozdrawiam serdecznie
@ Jan Sadowski
„Dlaczegóż to prawo do kandydowania mają mieć tylko osoby wyznaczone przez komitet partyjny bądź niepartyjny?? „ O to wlasnie mi chodzilo. Konstytucja swoje
. Art. 32.
1. Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne.
2. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.
A ustawodawca swoje. Czyli podzial obywatela na tego z komitetem i tego bez komitetu. „A sprawe komitetu reguluje osobna ustawa”. I tu jest problem bo osobna ustawe mozna ustalic w jeden dzien. Np ze w komitecie musi byc zona kuzyna znajomego profesora z UJ.
Nikt nie moze byc dyskryminowany w zyciu gospodarczym ??? W czasie ostatniej powodzi zalalo rolnkow na jednym ha przeliczeniowym i ci placa ZUS 300 zl / kwartal. Zalalo pracownikow najemnych i za tych zaklad pracy placi 19%. Zalalo probne zaklady pracy i ich wlasciciele placa 830 zl / miesiac niezaleznie od zarobkow. Zerowa reakcja sejmu, senatu, prezydenta, trybunalu konstutucyjnego, RPO itd. Jaka jest pewnosc jaka ustawe specjalna wymysla w sprawie wyborow do senatu.
Niemniej jakis postep w sprawie jest bo wyborcy moga zaczac wybierac innych ludzi do senatu i ci ludzie zaczna ustalac nowe zasady funkcjonowania panstwa.
Szanowny Panie (Wojciech Kulesza), oczywiście Senat zapewne pozwolił na zgłaszanie kandydatów do Senatu zarówno z KWW partyjnych jak i innych. Problem polega na tym że ta właśnie zasada powinna być zmieniona ponieważ jest niedemokratyczna – narusza zasadę równego prawa wybieralności każdego obywatela. Powinna być zmieniona w taki sposób by do senatu mógł startować KAŻDY obywatel który zbierze rekomendację najwyżej 10 obywateli mieszkających w danym okręgu, każdy obywatel który nie musi być „namaszczony” przez komitet (do zarejestrowania którego potrzeba 1000 podpisów!! – a więc potrzebne są też duże wysokie zasoby pieniężne).
Dlaczegóż to prawo do kandydowania mają mieć tylko osoby wyznaczone przez komitet partyjny bądź niepartyjny??
@@ Nie sądzę, aby Senat podjął uchwałę o rejestracji w nowej ordynacji kandydatow do Senatu wyłącznie z KWW partyjnych. Zapis, że „zgłaszają komitety…” wcale nie oznacza, że nie mogą zgłosić kandydata komitety np. obywatelskie. W roku 2005 taki właśnie Komitet Wyborczy Wyborców JOW zgłosił Stefana Romeckiego – długoletniego radnego miasta Koszalina oraz mnie na kandydadów do Senatu. Tadeusz Rębisz – przewodniczący naszego KWW dowiedział się przy okazji, ze nasz komitet wybiorczy to pierwszy i jedyny od 15 lat komitet obywatelski w wyborach do Senatu tj. nie związany z żadną partią.
W ramach tego KWW wykonaliśmy z Kol. S.Romeckim ogromną pracę w okręgu koszalińskim który był białą plamą jow-owską, razem w jej wyniku uzyskaliśmy ok. 12% głosów wszystkich głosujących.
W podobnych komitetach obywatelskich w roku 2005 do Senatu kandydowało razem 11 woJOWników w tym np. Janusz Sanocki, który jest dziś biorąc pod uwagę doświadczenia z kampanii 2005 r. orędownikiem kandydowania do Parlamentu większej ekipy woJOWnikow i jest to dla mnie zrozumiałe.
Pragnę podziękować i pogratulować Profesorowi J.Przystawie – naszemu autorytetowi i ideologicznemu JOW-guru wspanialego tekstu o samorządzie. Myślę, że nasze JOW-owskie środowisko powinno scalić się wokół zasady większościowego wyboru do wszystkich ogniw przedstawicielskich, do Sejmu zaś w szczególności bo reforma Państwa jest najpierwsza. Ale Państwo to też samorządy. Jeśli więc ta samorządowa batalia zostanie wygrana to wtedy faktycznie pozostanie już tylko Sejm.
Dzisiaj mogliśmy zauważyć że senat przegłosował jednomandatowe okręgi w wyborach do senatu(PAP: http://www.tvn24.pl/0,1686442,0,1,senat-przeglosowal-jednomandatowe-okregi,wiadomosc.html). Jak dowiadujemy się z tejże informacji PAP „Konsekwencją takiej zmiany będzie podział całego kraju na 100 okręgów wyborczych; każdy z komitetów wyborczych będzie mógł zgłosić tylko po jednym kandydacie na senatora w okręgu, a wyborca będzie mógł zagłosować na jednego kandydata”. Jeżeli informacja ta jest prawdziwa to jasno widzimy że startować w tych 'jednomandatowych okręgach’ będą mogli tylko kandydaci wyznaczeni przez komitety wyborcze lub partie… A zatem w wyborach do senatu przyjęty zostanie północno-koreański wariant jow raczej niż anglosaski.
Wydaje się więc uzasadnionym by Ruch akcentował w swych przekazach nie tylko istotność ordynacji w jednomandatowych okręgach ale też przede wszystkim konieczność umożliwienia każdemu obywatelowi kandydowania indywidualnego – bezkomitetowego i bezpartyjnego. W przeciwnym razie nawet jeśli zostanie wprowadzony w życie postulat jow do obu izb społeczeństwo może doświadczyć rozczarowania w tym obszarze gdy okaże się że jakość życia społecznego nie uległa żadnej poprawie skoro wprawdzie jednomandatowe okręgi są ale tylko partia czy komitet ma prawo decydować o sile kandydatów na posłów czy senatorów poprzez wyznaczanie ich na podstawie list czy niejasnych układów bądź niesprawiedliwych zasad określających kto będzie startować w okręgu.
@ Jan Sadowski „A zatem w wyborach do senatu przyjęty zostanie wariant północno-koreański raczej niż anglosaski”.
Szczegolnie niepokojace jest zdanie „każdy z komitetów wyborczych…”. W systemie anglosaskim jest jeden komitet wyborczy dla jednego regionu. Kandydat niezalezny potrzebuje ok 50 podpisow i $500 kaucji i nie potrzebuje zadnego swojego komitetu. Natomiast uzycie komitetu w liczbie mnogiej swiadczy o tym ze moga byc jakies cyrki z biernym prawem do startowania w wyborach. Jak zwykle polski prawodawca „nie rozumie” jednolitej ordyancji wyborczej.
Jest to zjawisko typowe dla systemu oligarchicznego, klecenie bez przerwy nowych praw i dzielenie obywatela na rozne kategorie. Przez rozdawnictwo przywilejow zlodziejska oligarchia kieruje sie zasada dziel i rzadz . Bo jak wytlumaczyc ze ekipa Tuska ustala jedna glupawa ustawe na dzien (800 na 3 lata). Przy jednolitym prawie jest to niemozliwe.
Jak slusznie zauwazyl Pan Przystawa, udalo im sie sklecic ustawe na kazda mozliwosc: „ze gminy do 20 tys, druga ze gminy do 40 tys, duze miasta i male miasta, lista z 35% kobiet i mezczyzn (reszta obojniaki), ustawe o komitetach, o ilosci radnych z klucza partyjnego itd itd „ Gdzie przy jednolitej ordynacji ustalili by tylko jedna ustawe ze kazdy „ niekarany po 21 r zycia, kto zebral X podpisow i wplacil XXX zl kaucji”.
Jedyne pocieszynie ze oligarchia istnieje tylko do chwili kiedy ma pieniadze, zeby przekupowac duze grupy spoleczne. A tych wyraznie ekipie Tuska brakuje. A to musi doprowadzic w koncu do przelomu. Jak dotad z czestotliwoscia raz na tydzien wchodza w droge duzej grupie podatnikow. Najpierw proba oszwabienia polskich Ofe, za tydzien proba wprowadzenia podatku energetycznego, za ktory to polskie samorzady mialy remontowac prywatne sieci energetyczne (paranoja), ostatnio likwidacja komisji majatkowej (konflikt z kosciolem) itd itd. Zegar dlugu jest niestety nieublagany.