W przedświątecznym numerze tygodnika "Polityka" ukazał się tekst znakomitych komentatorów politycznych, Mariusza Janickiego i Wiesława Władyki 10 mitów polskiej polityki, którego autorzy, podobnie jak i inni równie wybitni polscy analitycy, bezkompromisowo rozprawiają się z postulatem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach parlamentarnych, jako remedium na wady ustroju państwa. Ostatnie wybory do Senatu… pokazały, że to mrzonka.
Differenzia specifica demokracji ludowej
Wyższa forma demokracji, nazywana u nas przez pół wieku demokracją ludową, tym się różni od demokracji zwykłej, że wszystkie demokratyczne instytucje takiego państwa wprowadzane są od góry do dołu, a więc przez jakąś tajemniczą elitę, która skądś tam się wzięła – czasem wiadomo skąd, a czasem nie bardzo – i ta elita określa zasady życia zbiorowego, a w szczególności procedury jej wyłaniania i reprodukcji. Wszystko to legitymizują wybory powszechne, oczywiście tajne, równe i bezpośrednie, bez których wielki świat żadnej takiej demokracji nie przyjąłby do wiadomości. Differenzia specifica demokracji bloku sowieckiego było radykalne uproszczenie procedur wyborczych, poprzez założenie, że kandydaci do Sejmu zgłaszani być mogli tylko na jednej liście wyborczej, na którą, pluralistycznie, wchodzili zgodnie przedstawiciele wszystkich partii i stronnictw, organizacji społecznych, związków zawodowych i co tam tylko warte było uwzględnienia.
I zmiana formuły
Wielka transformacja ustrojowa 1989 roku dokonała korekty w tej formule wyższej demokracji, sprowadzającej się do tego, że kandydatów do politycznej elity umieszczano nie na jednej, a na wielu listach wyborczych. Problemem było tylko, jak zapewnić, żeby w tych nowych warunkach wybory wygrywali ci, którzy powinni? I to był główny temat twardych, męskich (kobiety w nich raczej nigdzie nie uczestniczyły) rozmów we wszystkich historycznych magdalenkach, jakie odbywały się na wielkim obszarze od Łaby do Władywostoku.
W tych męskich rozmowach nikt nie zaprzątał sobie głowy pytaniem: a jaka procedura wyborcza najbardziej odpowiadałaby nam, wyborcom, obywatelom wolnej Polski, Czechosłowacji, Węgier czy Rosji? Nigdy i nigdzie elita polityczna nie pozwoliła na to, żeby powiedzieć swoim poddanym: patrzcie, tak wybierają się Francuzi, tak Niemcy, tak Amerykanie, a tak Szwedzi. Który z tych sposobów uważacie za najbardziej właściwy? Jest wiele wypróbowanych propozycji do wyboru, niech SUWEREN, a więc wolne społeczeństwo, zdecyduje o tym, jak chce wybierać swoją elitę? Jeśli się pomyli, jeśli wybrany sposób okaże się kiepski, nie spełniający oczekiwań, to przecież będziemy mogli dokonać korekty i wybrać sobie inny!
Nic takiego się nie stało. Samozwańcza elita uznała, że ona sama, i tylko ona ma prawo decydowania i rozstrzygania o tej sprawie, a społeczeństwo nie ma tu nic do gadania. Wprowadzali więc różne procedury, zmieniali je wielokrotnie, ale zawsze wyłącznie pod kątem swoich grupowych interesów, nie pytając obywateli o zdanie i nie biorąc go pod uwagę.
Nasi demokraci doszli do wniosku, że najlepszym sposobem obezwładnienia społeczeństwa jest utrzymywanie go w niewiedzy. Przede wszystkim w niewiedzy odnośnie tego, jak wyglądają procedury wyborcze w cywilizowanych krajach, które są demokratyczne nie tylko z nazwy.
Czy w XXI wieku można ukryć jak się wybierają inne nacje?
Czy to możliwe? Czy w nowych warunkach cywilizacyjnych, w dobie Internetu, telefonów komórkowych, setek różnorodnych programów telewizyjnych i radiowych, zadeklarowanej powszechnie wolności słowa, możliwe jest utrzymywanie Polaków w niewiedzy odnośnie tego, jak wybierają się Anglicy, Amerykanie, Kanadyjczycy czy Francuzi?
20 lat walki Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych o referendum w sprawie ordynacji wyborczej dowiodły, że jest możliwe jak najbardziej, że panując nad mediami komunikacji społecznej można swobodnie manipulować nawet nowoczesnym społeczeństwem, że można przed nim ukryć prawdę o podstawowym elemencie demokracji, jakim jest kwestia demokratycznych wyborów powszechnych. Co więcej, udało im się przekonać szerokie rzesze wyborców, że sprawa procedury wyborczej jest sprawą bez znaczenia, że najważniejsze to jest dobrze wybierać, a czy to będzie tak, czy siak, to wszystko jedno i nie ma o co kruszyć kopii. W tej sytuacji można było spokojnie zmieniać granice okręgów wyborczych, liczby mandatów poselskich na okręg, różne metody przeliczania głosów na mandaty, warunki kandydowania, przepisy finansowe itp., nie zwracając uwagi opinii publicznej i nie prowadząc żadnej otwartej debaty nad sensownością tych zmian.
Powstanie Ruchu JOW zainspirowały wydarzenia z początku lat 90. we Włoszech i powstanie tam wielkiego Ruchu Maggioritario, który w krótkim czasie doprowadził do referendum w sprawie ordynacji wyborczej. W 1991 roku odbyło się to niezwykłe referendum, w którym uczestniczyło 65,1% Włochów i w którym 95,6% głosujących opowiedziało się za reformą systemu wyborczego. Ze względu na konstytucyjną specyfikę referendów włoskich konieczne było referendum kolejne, w 1993 roku, w którym uczestniczyło 77,1% Włochów, a 82,7% z nich opowiedziało się za odrzuceniem systemu wyborów proporcjonalnych. Ta frekwencja i odzew zadały kłam rozpowszechnianym opiniom, że sprawa ordynacji wyborczej jest bez znaczenia, że nikogo nie interesuje, że są sprawy ważniejsze i bardziej społecznie poruszające.
Jakie było echo tych historycznych wydarzeń w Polsce? Żadne. Nie pisały o nich opiniotwórcze gazety i tygodniki, nie rozmawiali o nich wybitni polityczni komentatorzy wydarzeń światowych w stacjach telewizyjnych i radiowych! Zupełnie tak, jakby Włochy leżały gdzieś na jakiejś innej, niedostępnej planecie, gdzie nie ma tysięcy polskich dziennikarzy, komentatorów, uczonych różnych specjalności i Papieża – Polaka! Trudno było wprost uwierzyć i pojąć, że taka blokada informacyjna jest, pod koniec XX wieku, możliwa w sercu Europy, w kraju, w którym Włochy są ulubionym miejscem podróży i odpoczynku.
W takiej sytuacji już nie dziwi fakt blokady informacyjnej na dwa referenda, które odbyły się w Rumunii, w 2007 i 2009 roku, bo Rumunia to kraj, który rzeczywiście Polaków wydaje się mało obchodzić. Pamiętam rozmowę z Rzecznikiem Praw Obywatelskich, którego chciałem zainteresować referendum konstytucyjnym w Rumunii: Rumunia? A kogo to może interesować? Kto by chciał się czegokolwiek uczyć od Rumunów?!
Jednak nawet przy tego rodzaju postawach zdziwienie ma prawo budzić kompletne przemilczenie w mediach w Polsce historycznego referendum o ordynację wyborczą, jakie odbyło się 5 maja 2011 na Wyspach Brytyjskich! Zjednoczone Królestwo jest bowiem miejscem pracy już chyba ok. 2 milionów młodych Polaków, którzy tam poszukują rozwiązania swoich problemów egzystencjalnych. Są to wszystko ludzie energiczni i przedsiębiorczy, otwarci, wydawało by się, na świat i światową politykę. A jednak! A jednak i w tym przypadku temat fundamentalnego problemu demokracji brytyjskiej nie spotkał się z żadnym zainteresowaniem, nie odbyły się żadne publiczne debaty i analizy, a nawet wzmianki o tych wydarzeniach próżno szukać w polskich środkach przekazu! Sprawa nie zainteresowała ani rzesz młodych polskich absolwentów wszelkiego rodzaju studiów politologicznych, ani ich wspaniałych nauczycieli, jak Wiesław Władyka czy inni, nie mniej wybitni. Nawet przeszukując Internet trudno cokolwiek znaleźć (poza tekstami ludzi Ruchu JOW, naturalnie). Jakiż to kontrast między tym milczeniem, a hałasem medialnym w sprawie referendum o wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, do którego jednak na razie na szczęście nie dojdzie, bo Parlament Brytyjski nie wyraża zgody!
Kwaśniewski wymyślił, Komorowski zrealizował
Propozycję wprowadzenia JOW w wyborach do Senatu, chyba jako pierwszy, wysunął jeszcze Aleksander Kwaśniewski za czasów swojej pierwszej kadencji prezydenckiej. Przyznał wtedy, że to dobry sposób wybierania, ale nie do Sejmu, gdyż do wyborów w JOW do Sejmu polskie społeczeństwo jeszcze nie dojrzało. Jakoś Kwaśniewskiemu zrealizowanie pomysłu się nie udało, trzeba było dopiero prezydentury Bronisława Komorowskiego. Ale Ruch JOW, który od samego początku postuluje właśnie wybory w JOW do Sejmu – a nie do Senatu! – w różnych internetowych publikacjach, ten ersatz ustrojowy krytykował, widząc w nim przede wszystkim okazję do tego, co dzisiaj robią panowie Janicki i Władyka, a razem z nimi i dziesiątki innych oficjalnych komentatorów politycznych: do przedstawiania postulatu JOW jako zbędnego i bezskutecznego usiłowania naprawy polskiej sceny politycznej.
Ale czego tak się boją?
Nie ma sensu i potrzeby, żebym tutaj odpowiadał na enuncjacje Janickiego i Władyki i wykazywał ponownie dlaczego ich krytyka JOW na podstawie wyników wyborów do Senatu jest tylko zabiegiem socjotechnicznym, korzystającym z tego, że zwolennicy JOW nie mają możliwości podjęcia z nimi polemiki w środkach masowego przekazu. W Internecie jest wiele artykułów, w których wykazujemy fałszywość i bezzasadność ich argumentacji. Kto ciekaw, łatwo te artykuły odnajdzie, wystarczy choćby wpisanie w wyszukiwarce internetowej mojego nazwiska. Postawię tylko raz jeszcze wieczne pytanie: czego tak się boicie, panowie elici? Skoro ordynacja wyborcza jest bez znaczenia, to dlaczego nie można dopuścić do publicznej dyskusji na ten temat? Dlaczego ani "Polityka", ani żadne "Uważam Rze", ani jakiekolwiek inne tzw. opiniotwórcze pismo nie dopuści do głosu przedstawicieli Ruchu JOW?
Zdarzyło się przed laty, że red. Bronisław Wildstein zaprosił do studia telewizyjnego mnie i paru profesorów – propagatorów systemu proporcjonalnego. Wydawało mu się, że może wynikiem tego spotkania będzie interesująca dyskusja. Niestety, guru polskich konstytucjonalistów, Stanisław Gebethner, uciekł ze studia w momencie wchodzenia na wizję, pod pretekstem, że rażą go światła, a on ma chore oczy!
Strach ludowych demokratów przed przedstawieniem Polakom jak naprawdę wyglądać mogą prawdziwe wybory parlamentarne dowodzi tylko słuszności i zasadności naszego postulatu ustrojowego. Otwartym pozostaje pytanie, czy w XXI wieku można w nieskończoność utrzymywać w niewiedzy obywateli państwa w środku Europy?
Ale mury runą, panowie elici, nawet mury blokujące dostęp do środków masowego przekazu! Czego nam wszystkim, na Nowy Rok 2012 życzę z całego serca.

- Powstanie Warszawskie – Gloria Victis - 30 lipca 2018
- Czego chcesz od nas Michale Falzmannie? - 17 lipca 2017
- Bloger Jarosław Kaczyński o JOW - 22 maja 2015
- Naukowy fetysz reprezentatywności i sprawiedliwości - 16 maja 2015
- Co komu zostało z tych lat? - 13 grudnia 2013
- Plan dla Polski: Jednomandatowe Okręgi Wyborcze - 8 marca 2013
- Majaki celebryty Zbigniewa Hołdysa - 12 października 2012
- Paweł Kukiz, zmielony i zbuntowany - 7 września 2012
- Aktualna sytuacja w Rumunii - 21 sierpnia 2012
- UważamRze Wildstein… - 19 sierpnia 2012
Tak jest, Panie Albercie, to jest ten czas, żeby zacząć w tej sprawie rozmawiać z „Solidarnością”. Problem obecnie polega na tym, że Zarząd Stowarzyszenia nie podjął jeszcze decyzji w tej sprawie i, jak dotąd, nie wyznaczył swojego przedstawiciela na te rozmowy. Jeśli ta zwłoka będzie przedłużała się, nie zdążymy włączyć się do obecnej akcji „Solidarności”, o ile , co jest oczywiste, dojdziemy do porozumienia w tej sprawie. Ja w pełni zdaję sobie sprawę z trudności, przed jakimi stanie Ruch podczas organizowania referendum. Ale to już tak jest, że jeśli ktoś czegoś nie chce zrobić, to mu zawsze wiatr będzie w oczy. Pan Prof. Przystawa wybrał inną drogę do przeprowadzenia referendum, Jego zdaniem skuteczniejszą: przez wystosowanie w tej sprawie petycji do Prezydenta RP. Byłem temu zdecydowanie przeciwny, gdyż Prezydent wyraził znany pogląd, że do JOW należy dochodzić ewolucyjnie. Wszyscy wiemy, co to oznacza. Zarząd Stowarzyszenia powinien pospieszyć się z podjęciem decyzji.
Proponuję tej sprawy nie omawiać na forum otwartym i zapraszam Pana do dyskusji na forum wewnętrznym Ruchu.
Sławomir Babraj
Albert Łyjak: Pańska propozycja jest bardzo dobra dla Pana Babraja, który idąc za Pana radą, będzie miał okazję czegoś nowego się nauczyć i dowiedzieć, bo dotychczasowe doświadczenia Ruchu okazały się w jego przypadku niewystaerczające. Ale w odniesieniu do pozostałych czytelników tej strony warto wskaząc na pewne dodatkowe elementy drogi, jaką w przypadku referendum o JOW trzeba przejść.
A zatem:
1. Najpierw Pana Babraj musi przekonać Pana Dudę, żeby zechciał umieścic takie pytanie i zarządzić zbieranie podpisów.
2. Następnie trzeba zebrać 500 tysięcy podpisów
3. Wtedy trzeba przekonać Sejm, żeby zechciał odbyć w tej sprawie dyskusję.
4. Trzeba, w trakcie tej dyskusji przekonać Sejm, że trzeba zarządzić referendum
5. Trzeba przekonać ponad 50% Polaków do wzięcia udziału w referendum
6. Trzeba przekonać większość z nich do zagłosowania za JOW.
ad 1. Zakładam, że to dla Pana Babraja drobiazg, aczkolwiek p. Duda do tej pory żadnego zainteresowania sprawą JOW nie wykazywał
ad 2. To dla Pana Dudy bułka z masłem, bo jeśli każdy członek Związku na jego polecenie zbierze kilka podpisów, to podpisy będą zebrane w try miga.
ad3. to już sprawa trudniejsza, bo ta sztuka nie udała się ani Donaldowi Tuskowi, który zebrał prawie milion podpisów wsprawie JOW, ani np. Jerzemu Kropiwnickiemu, który zebrał nawet więcej podpisów, a Sejm to „olał”
Najtrudniej, niestety, będzie 4 i 5, bo do tego celu KONIECZNA jest kampania medialna o JOW i swobodny dostęp zwolenników JOW do środków przekazu. I ta kampania musi trochę potrwać. Przekonał się o tym Prezydent Rumunii, który kilka lat temu zarządził przeprowadzenie referendum w sprawie JOW, ale, niestety, kampania była za krótka, żeby wyjaśnić Rumunom o co chodzi.
Panie Sławomirze. Jest Pan gorącym zwolennikiem zbierania podpisów pod referendum. Co w wielu komentarzach dało się zauważyć. Był Pan również zwolennikiem demonstracji Solidarnosci w Warszawie. Teraz akcję zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum, chodzi o zmianę wieku emerytalnego, rozpoczęła Solidarność w całym kraju. Podpisy zbierane są w organizacjach zakładowych NSZZ „Solidarność” oraz we wszystkich strukturach regionalnych związku. Na wniosku umieszczone jest pytanie: Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego wieku uprawniającego do przejścia na emeryturę wynoszącego 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn? Więcej na stronie http://www.referendumemerytalne.pl
Czy nie ma Pan wrażenia, że jest to dobry czas, ten moment na próbowanie dodania pytania o JOW , lub wykorzystania struktur związkowych d/S referendum. Był Pan pełen nadziei, że uda się przekonać i nakłonić do poparcia Szanownego Pana Przewodniczącego Związku. Może jest to ten czas?
Tylko, nie daj Boże, żeby tak, jak w poprzednim roku. Należy organizować własne referendum obywatelskie. W przeciwnym razie kolejny rok pójdzie na straty.
Wszystkim uczestnikom Ruchu życzę dużo zdrowia i wszelkiej pomyślności na ten Nowy 2012 Rok.
Sławomir Babraj
Sumsum corda i do przodu w Nowy A.D. 2012 rok! Panu Profesorowi życzę dużo zdrowia, wytrwałości i zrozumienia wśród polskiej braci inteligenckiej!