/Ryzyko zmiany ordynacji?

Ryzyko zmiany ordynacji?

(komentarz wygłoszony na antenie Katolickiego Radia Rodzina Rozgłośni Archidiecezji Wrocławskiej, 92 FM, 30 października 2003, godz. 10.00)
 
Pamiętajmy o wyborach październikowych 2002
W "Rzeczpospolitej" ("Rz." nr 251), z poniedziałku 27 października 2003, z wielką satysfakcją znalazłem artykuł Burmistrza Gołdapi, pana Marka Mirosa zatytułowany "Ryzyko zmiany ordynacji". Artykuł przypomina, że 27 października minęła pierwsza rocznica niezwykłego wydarzenia, jakim były pierwsze w Polsce tzw. bezpośrednie wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Waga tego wydarzenia skrzętnie jest ukrywana przez miłościwie nami rządzące partie polityczne, a to z tego powodu, że w tych wyborach, przeprowadzonych było-nie było w jednomandatowych okręgach wyborczych, wyborcy polskich gmin, od Bałtyku do Karpat i od Podlasia po Ziemię Lubuską, dokonali prawdziwego pogromu partii politycznych, wszystkich partii politycznych, wycinając w 75% kandydatów zgłoszonych przez partie. Klęską mało kto lubi się chwalić, nic więc dziwnego, że w polskich gazetach o tym wydarzeniu mało, a właściwie wcale się nie pisze, a wyniki tych wyborów pokrywa szumem informacyjnym i słupkami sondażowych popularności poszczególnych partii. A zatem, kiedy ktoś się pyta, czy JOW jest rzeczywiście sposobem na partiokrację, to odpowiedź została już udzielona: dajcie wyborcom szansę na uczciwe wybory, takie w których będą mogli zagłosować na ludzi sobie znanych, a przekonacie się, że lamenty nad rządami skorumpowanych partyjnych oligarchii zostaną tylko złym wspomnieniem.

Pisze Burmistrz Gołdapi:
     Odpowiedzmy sobie na pytanie: czy warto zmieniać ordynację wyborczą, ryzykując rozdrobnienie parlamentu i być może nawet jego częściowy paraliż, ale dając sobie szansę na odbudowę zaufania społecznego wobec klasy politycznej, bez której to odbudowy czekające nas niezbędne zmiany i wyrzeczenia, związane chociażby z koniecznością uzdrowienia finansów publicznych, będą mało realne? Czy też warto konserwować obecny system, który zapewniając minimum sprawności parlamentu, pogłębia przepaść między klasą polityczną a społeczeństwem; co może uniemożliwić w efekcie przeprowadzenie niezbędnych działań i wyzwolić taką niechęć, że władzę przejmą populiści i zniweczą trzynastoletnią pracę całej rzeszy uczciwych polityków i samorządowców?
     Wójt czy burmistrz, który ma dobry kontakt z wyborcami, jest przez nich akceptowany i wybierany ponownie. Anonimowy prezydent, związany z tą czy inną opcją polityczną jest w wyobrażeniu społecznym funkcjonariuszem partyjnym.
     Parlamentarzysta-spadochroniarz z listy politycznej jest wybierany, bo taka jest ordynacja, ale czy jest szanowany i akceptowany?
     
Pozytywne i zbawienne dla kraju skutki jednomandatowych okręgów wyborczych są więc oczywiste, pomimo, że ordynacja wyborcza wójtów, burmistrzów i prezydentów, tylko w małym stopniu spełnia wymogi, jakie Ruch na rzecz JOW stawia wyborom parlamentarnym.

Przypomnijmy więc, różnice pomiędzy wyborami, jakich już, w ograniczonym zakresie, doświadczyliśmy, a tymi które postulujemy?
     Po pierwsze: Ruch domaga się "jednakowych", o mniej więcej równej liczbie wyborców, okręgów jednomandatowych. Pomiędzy okręgiem jednomandatowym Warszawa, w jakim wybrano na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a okręgiem Krynica Morska, zachodzi różnica ponad tysiąckrotna, bo Warszawa ma dwa miliony mieszkańców, a Krynica Morska nie wiele więcej niż tysiąc. A zatem głos mieszkańca Warszawy ma prawie dwa tysiące razy mniejszą siłę niż głos mieszkańca Krynicy Morskiej. Chcemy, aby wybory do Sejmu były "równe", żeby zarówno mieszkaniec Krynicy Morskiej, jak i mieszkaniec Warszawy mieli głosy o porównywalnej sile, żeby każdy miał taką sama szansę poznać i dotknąć swojego posła. Chcemy Polski podzielonej na 460 JOW, a więc, w każdym okręgu nieco ponad 60 tysięcy wyborców.
     Po drugie: chcemy, żeby każdy dorosły Polak posiadał takie samo bierne prawo wyborcze i mógł kandydować na posła, burmistrza itp. W wyborach z października ubiegłego roku to bierne prawo wyborcze było pogwałcone. Kandydatów na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast zgłaszać mogły tylko takie komitety wyborcze, które najpierw zarejestrowały kandydatów na radnych w ponad połowie okręgów wyborczych. Co ma piernik do wiatraka, co mają wybory na radnych do wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów? Dlaczego trzeba było najpierw urządzać niegodne i często obrzydliwe łapanki na kandydatów na radnych, walczyć i wydzierać sobie tych kandydatów, często posługując się przekupstwem, żeby móc się zarejestrować jako kandydat na wójta czy burmistrza? Takich wyborów, oczywiście, nie chcemy. Domagamy się wyborów takich, jak w Wielkiej Brytanii: 10 czy 15 obywateli zgłasza kandydata i szlus! Nie ma mowy o korupcji, nie ma mowy o łapankach na ludzi, prosty, czytelny przepis.
     Po trzecie: chcemy, żeby wybory tak jak w Anglii czy Ameryce, odbywały się w jednej turze. Ten kto dostaje najwięcej głosów – wygrywa. Żadnych dogrywek, żadnych "baraży", żadnych machinacji i manipulacji głosami wyborców i przepływami elektoratu. Proste zasady, jasny, uczciwy konkurs. Wtedy dopiero zobaczymy i poznamy prawdziwą siłę obywatelskiego głosu i twórczą rolę procesu wyborczego.

Ale porozmawiajmy o ryzyku,
o którym w swoim artykule wspomina Burmistrz Gołdapi, o ryzyku rozdrobnienia parlamentu, które jakoby ma być skutkiem wyborów w JOW. Nad tym ryzykiem rozdzierają szaty wszyscy wynajęci pismacy polityczni i wszyscy zainteresowani osobiście i partyjnie obrońcy status quo. Skąd oni wiedzą, że wybory w JOW prowadzą do rozdrobnienia parlamentu? Gdzie znaleźli przykład takiego rozdrobnienia? W jakim kraju stało się takie nieszczęście, że w wyniku wprowadzenia JOW nastąpiło rozbicie, rozproszkowanie i paraliż parlamentu? Albowiem historia parlamentaryzmu uczy nas, że wszędzie dzieje się coś przeciwnego: scena polityczna się polaryzuje, staje się dwubiegunowa, pojawia się system parlamentarny nazywany dwupartyjnym. Tak się dzieje wszędzie na świecie, dlaczego w Polsce ma być inaczej?
     Doświadczenie ludzkości uczy, że takiego ryzyka nie ma. Ale nie tylko doświadczenie, także teoria, istnieje w politologii tzw. Prawo Duvergera, politologa francuskiego, który nas poucza, że system JOW jest systemem INTEGRUJĄCYM, w przeciwieństwie do wyborów na listy partyjne, które właśnie dezintegrują i rozdrabniają.

Czy polski Sejm nie jest rozdrobniony?
     Żeby się przekonać, że tak właśnie jest nie potrzebna nam Francja i Duverger, popatrzmy na Sejm III RP. Niektórzy z nas zapewne pamiętają, że wybory dwa lata temu wprowadziły do Sejmu: SLD-UP, PSL, Samoobronę, Platformę Obywatelską, Prawo i Sprawiedliwość oraz Ligę Polskich Rodzin. Razem 6 ugrupowań partyjnych. A jak się przedstawia sytuacja dzisiaj? Jak ten Sejm dziś wygląda? Mamy więc: SLD (191), PO (56), PiS (43), PSL (37), Samoobrona (31), LPR (29), UP (16), PLD (9), SKL (8), PBL (6), PRS (5), RKN (5), PP (3), ROP (3) i na dodatek jeszcze 18 posłów, którzy nazywają siebie "niezależnymi" (nie wiadomo od kogo i od czego?), a to oznacza tylko, że reprezentują partie polityczne, które nie potrafiły zgromadzić nawet 3 posłów w Sejmie! Czyli 14 partii, które już się wyodrębniły, plus 18 partii, które są, jak to w chemii mówią, in statu nascendi. I wcale nie słychać głosów oburzenia, że to ordynacja wyborcza doprowadziła do takiego rozdrobnienia, do takiego rozproszkowania, że mamy w Sejmie ponad 30 partii politycznych, tylko straszy się nas tym, co to może być i co to będzie, gdy wyborcy będą wiedzieli kogo wybierają i mieli wpływ na to, kto zasiada w Sejmie?!

To nie wybory w JOW, tylko wybory na listy partyjne paraliżują państwo,
likwidują odpowiedzialność polityków przed wyborcami, ich programy wyborcze zamieniają w zbitkę sloganową bez znaczenia, uniemożliwiają wyłonienie rządu posiadającego większość w parlamencie, a co za tym idzie, mogącego ponosić odpowiedzialność i realizować jakieś sensowne programy.
     Wybory w okręgach jednomandatowych nie prowadzą do rozdrobnienia, ponieważ logika takiego wyboru wymaga poszukiwania kandydatów, którzy posiadają możliwie najszersze poparcie społeczne, a więc takich których wybór daje największe szanse zaspokojenia oczekiwań największej liczby obywateli. Logika takiego wyboru wymaga KOMPROMISU PRZED WYBORAMI, zawierania koalicji PRZED WYBORAMI, szukania porozumienia i wspólnej płaszczyzny wyborczej. Dlatego w efekcie powstaje system dwupartyjny. Logika partyjnych wyborów to logika podziałów, to logika międzypartyjnych ambicji, to dbanie aby moja chorągiewka partyjna była zawsze na wierzchu. Dlatego właśnie partie o zbliżonym elektoracie, jak, przykładowo, Samoobrona i PSL, walczą w kampanii wyborczej do upadłego, wycinają się nawzajem i w efekcie każda z nich uzyskuje daleko mniej niż gdyby szły do wyborów razem.
     Ryzyko zmiany ordynacji z partyjnej na JOW oczywiście jest, ale jest to ryzyko, które ponosić będą i ponieść muszą partyjni gracze i kombinatorzy, a nie społeczeństwo. Na takie ryzyko możemy sobie pozwolić. Bez ryzyka.

About Jerzy Przystawa

Jerzy Przystawa (1939-2012) – naukowiec, fizyk, profesor dr hab., nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta, twórca i założyciel ogólnopolskiego Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych
644 wyświetlen